Szukając noclegu w Londynie na cały miesiąc byłam przerażona- ceny niesamowicie wysokie i to za pokój w obcym domu, na obrzeżach Londynu, z zasadą “po 22:00 zakaz wchodzenia do kuchni”.
Byłam przygotowana na najgorsze i gdy prawie zarezerwowałam pokój na półpiętrze u włoskiej rodziny znalazłam TO.
Akademik w Notting Hill- po obejrzeniu filmu o tym samym tytule nie trzeba było mnie długo namawiać – za cenę niezbyt wygórowaną (jak na londyńskie standardy), gdzie miałam swój własny pokój i zero zasad co do wstępu do kuchni = strzał w dziesiątkę.
Już pierwszego wieczoru poznałam ludzi, z którymi spędziłam kolejny miesiąc, jadłam śniadanie, kolacje i robiłam wiele innych ciekawych rzeczy.
Jakich? Zobaczcie poniżej!
1. “Notting Hill” w Notting Hill
W tygodniu, wieczorami siadaliśmy w pokoju telewizyjnym i oglądaliśmy filmy. Zazwyczaj były to długie i nieprzekonujące (przynajmniej mnie) filmy akcji. Na szczęście RAZ to nam, dziewczynom, udało się przejąć stery. Oczywiście, obejrzałyśmy “Notting Hill”, jako że tam właśnie mieszkałyśmy. Jeśli oglądaliście ten film, to może pamiętacie scenę gdy Hugh Grant i Julia Roberts włamują się do Notting Hill Gardens? Cóż, okazało się, że mieszkamy dosłownie za rogiem i kilka dni później tak samo, jak bohaterowie filmu, przedzieraliśmy się przez ogrodzenie w środku nocy.
2. Pimm’s o clock & Pimm’s pong
Pimms jest (podobno, czerpię z opowieści Eli, mojego amerykańskiego kolegi) klasycznym brytyjskim alkoholem, który przygotowuje się z owocami oraz np. spritem czy innym napojem gazowanym. My wybieraliśmy pomarańcze, truskawki i ogórki, a ja, początkowo nieprzekonana, pokochałam to połączenie. Klasykiem naszych wieczorów było wspólne przygotowywanie tego napoju, a gdy już naprawdę nie mieliśmy co ze sobą zrobić, graliśmy w Pimm’s Ponga.
P.S. Ja i pochodząca z Malty Clarisse zawsze wygrywałyśmy- girls power all the way.
3. Weekend prawdziwego turysty
Na co dzień każdy z nas miał swoje zajęcie. Ja byłam na stażu w redakcji,
inni pracowali albo chodzili do wakacyjnej szkoły czy na kursy. Nie mieliśmy czasu ani siły na zwiedzanie, a wieczorami woleliśmy zająć się typowo studenckimi rozrywkami. Na szczęście udało nam się zrobić weekend prawdziwego turysty. Jednego dnia, odwiedziliśmy najważniejsze muzea- Victoria and Albert Museum, Natural History Museum i Science Museum. Poszliśmy na piknik do Hyde Parku, odwiedziliśmy Mayfair, a nawet zjedliśmy lunch na najbardziej różowej łódce, jaką w życiu widziałam. Pomijając gigantyczne kolejki do muzeów (weekend stanowczo nie jest najlepszy pomysłem na ich odwiedzanie), było cudownie.
4. Skybar Garden
Miałam szczęście obchodzić swoje 20-te urodziny właśnie w Londynie. Jeszcze większym szczęściem byli super znajomi, którzy zaskoczyli mnie wspólnym wyjściem do naprawdę magicznego miejsca – SkyBar Garden. To bar znajdujący się w budynku w centrum Londynu na 42-gim piętrze. Zajmuje całe piętro, z każdej strony możemy obserwować miasto, a w środku znajduje się (dosłownie!) ogród. Wyobraźcie sobie to + muzykę na żywo.
5. Po prostu- wspólne życie
Jeśli kiedyś mieszkaliście w akademiku to wiecie jak to jest, jeśli nie- serdecznie polecam, chociażby na miesiąc. Nie wiem jak to sprawdziłoby się na dłużej, ale z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jest to niesamowite przeżycie i lekcja. Nie tylko dlatego, że zawsze miałam z kim pójść polować na meal deals w Marks&Spencer (do dzisiaj śnią mi się po nocach te przysmaki), obejrzeć film czy po prostu pójść na spacer. Także dlatego, bo wierzę że wytworzyliśmy więzi na dłużej, które nie znikają po wakacjach. Bo przeżyliśmy przygodę, której nigdy nie zapomnę, a połączył nas tak naprawdę przypadek. Dlatego wybaczę im pukanie do moich drzwi o czwartej nad ranem, gdy akurat wrócili z kubańskiego baru…
Pola Namysł